Moje tulipanowe wspomnienia, czyli kwietnych wiosennych opowieści ciąg dalszy.
Kochani, tak jak obiecałam opowiem Wam co nieco o moich tulipanowych wspomnieniach;-) To w oczekiwaniu na nadejście prawdziwej wiosny. Myślę o kwiatach, czytam o kwiatach, piszę o kwiatach, otaczam się kwiatami, byle tylko rozwiośnić świat wokół siebie i umilić sobie oczekiwanie na tę prawdziwą😉 Bo, że w końcu nadejdzie to pewne. Ale póki co szukam jej oznak gdzie się tylko da. I przynoszę jej zwiastuny do domu.
Każda wizyta na giełdzie kwiatowej to nowy pęk tulipanów w moim wazonie. Tak, wiem, że z “wiosennej cebulowej trójki” tulipany nie są tymi pierwszymi. Narcyzy wyprzedzają je zdecydowanie. Nic to, w tym roku postawiłam na tulipanowe przywoływanie wiosny;-) I celebruję je bogactwem tulipanowych barw.
Turcy w dawnych wiekach czcili tulipan jako kwiat święty, uważali, że chroni przed nieszczęściem. Czemu by nie pójść ich śladem;-) Przesądna co prawda nie jestem, ale pal diabli przesądy – bukiety barwnych tulipanów w domu z pewnością dają radość. A jeśli jeszcze przy okazji chronią od nieszczęść… No cóż, nic dodać, nic ująć;-)
A gdy dorzucić do tego dawne wierzenia tureckie i perskie, według których tulipany symbolizować miały doskonałą miłość… No to kochani, nad czym się tu jeszcze zastanawiać? Pędźmy co prędzej kupować tulipany, otaczajmy się nimi, darowujmy bliskim. Tej wiosny to absolutne must have.
Przejdźmy do moich tulipanowych wspomnień:
Wczesne dzieciństwo i tulipany
Jeśli śledzicie moje groszkowo-różane wpisy, to zapewne wiecie, że kwiaty i rośliny wszelkie towarzyszyły mi już od lat najmłodszych. Kwiaty, drzewa, krzaki, chwasty fascynowały mnie od dziecka. To rzecz jasna zasługa moich Rodziców, którzy naturę i jej dzieła kochali i szanowali i tę miłość przekazali mi w genach, ale nie tylko. Uczyli mnie otaczającego świata odkąd tylko zaczęłam cokolwiek rozumieć. Natura to były dla mnie czary. I te czary kochałam poznawać i zgłębiać. Dacie wiarę, że już jako dziecię przedszkolne potrafiłam po liściach odróżnić grab od wiązu;-) Robienie zielników, pod okiem Taty, to była jedna z moich większych dziecięcych pasji.
No ale gdzie tu tulipany? No właśnie… Wytężam pamięć jak tylko mogę i niestety nie udaje mi się przywołać mojego pierwszego spotkania z tulipanami. Wiem, że zawsze wczesną wiosną stały na stole w wazonie, bo o to dbała Mama. Kwiaty musiały być , a ich rodzaj wyznaczał rytm następujących po sobie pór roku. Wiem też, że były w naszym ogrodzie. Nie te najwcześniejsze, botaniczne, jako że moda na nie przyszła sporo później.
Nie było wtedy łagodnych zim, więc tulipany zakwitały nieco później niż teraz. Pamiętam, że na imieniny Mamy, przypadające 25 marca, jeszcze nie kwitły. Pojawiały się najczęściej w kwietniu. Były czerwone albo żółte i przez lata te właśnie kolory kojarzyły mi się z tulipanami najbardziej;-)
Były też białe i różowe, ale znacznie rzadziej.
Największą radością były te pstre, które też czasami się zdarzały. Wtedy oczywiście nie miałam pojęcia o tym, że sprawcami tej pstrości były wirusy. Ta wiedza przyszła dużo później, wraz ze studiami ogrodniczymi. Pstrość na tulipanowych rabatkach (bliższe prawdy byłoby napisanie “grządkach”, bo w tamtych czasach cebulki tulipanowe w naszym ogrodzie sadzone były w grzecznych, równiutkich rzędach;-) pokazywała się od czasu do czasu i zawsze wzbudzała okrzyki zachwytu.
Jak zatem widzicie, moich wczesnodziecięcych tulipanowych wspomnień jest niewiele. Tylko ogród i kwiaty na stole. Wszystko nieostre, trochę zamglone… Żadnych anegdotek czy zabawnych historyjek, jak choćby ta z białymi narcyzami, w które zaryłam moim małym dziecięcym nosem;-) Przeczytacie o tym tutaj: klik
Lata szkolne i tulipany
Z wczesnoszkolnych lat mam dwa tulipanowe wspomnienia. Wyraźniejsze już nieco niż te ogrodowe. Pierwsze wspomnienie jest krótkie, ale intensywne;-)
Miałam lat 7, kiedy poszłam do pierwszej klasy szkoły podstawowej. I dokładnie ten dzień pamiętam. Tyle, że to był wrzesień, jak to z początkiem roku szkolnego bywa, więc tulipanowych skojarzeń z tym dniem nie mam żadnych. Z innymi kwiatami tak, nawet bardzo, ale to temat na inną opowieść;-) Od razu w pierwszych szkolnych dniach znalazłam przyjaciółkę “od serca”, zaraz potem drugą. Przyjaźń trwała przez wszystkie szkolne lata, a i teraz utrzymujemy ze sobą kontakt. Ale tulipany nie z przyjaciółkami się kojarzą… Miałam też kolegów, nawet wielu. Nie wszystkich dobrze pamiętam, upływ lat zatarł wspomnienia. Pamiętam zaledwie kilku, a tylko jeden jest główną postacią moich tulipanowych wspomnień;-) Tenże kolega mieszkał w domu z przepięknym ogrodem i morzem kwiatów w nim. Już od bardzo wczesnej wiosny ciągle coś w tym bajkowym ogrodzie kwitło, poczynając od ogromnego, urzekającego drzewa magnolii. I oczywiście, kiedy nadchodził właściwy czas, ten czarowny ogród zakwitał morzem tulipanów. I wyobraźcie sobie moi kochani, że ów przemiły kolega przynosił mi te tulipany do szkoły;-) Nie pomnę czy raz to było, czy kilka razy… Nie były to bukiety. Tylko jeden pojedynczy tulipan zerwany rankiem w ogrodzie;-) I pamiętam, że był pstry i był cudny i był dla mnie;-) Pamiętam też jak bardzo jak trzepotało z emocji moje siedmioletnie serce;-) Nie, uprzedzę Wasze pytania, nie byliśmy nigdy parą, ani w wieku lat siedmiu, ani później. Tylko te tulipany w pierwszej klasie… “Nie wiem ciągle dlaczego zaczęło się tak, czemu zgasło też nie wie nikt;-)”. Bo w późniejszych latach już tulipanów nie dostawałam. Ale to siedmioletnie wspomnienie jest przeurocze. Hm… jeśli przeczyta to ktoś z mojej ówczesnej klasy, proszę by się ujawnił. Powspominamy wspólnie. A Tobie Drogi Kolego raz jeszcze dziękuję. To było przesympatyczne;-)
Drugie tulipanowe wspomnienie z lat wczesnoszkolnych jest zgoła inne. Miałam może osiem lat, ale z pewnością nie więcej. Była wiosna, bo był czas tulipanów. Pewnie więc kwiecień. Było cudownie ciepło. Po szkole nie chciało się siedzieć w domu, tylko biegło się do ogrodu. W podkolanówkach (ach, jak ja kochałam podkolanówki, były symbolem końca zimy) z pajdą chleba ze szczypiorkiem w ręce i… cały świat do nas należał. Czas pędził szybko, zbyt szybko i ani się obejrzeliśmy, nadchodził wieczór. Zabawa była co prawda przednia, ale w domu czekały nieodrobione lekcje. Pamiętam dokładnie ten wieczór, ten pośpiech i tę bylejakość z jaką przepisywałam okrągłe literki z elementarza do zeszytu ćwiczeń. I efekt tej bylejakości zaowocował solidną, ogromną czerwoną DWÓJĄ wpisaną nazajutrz do mojego zeszytu ćwiczeń przez moją ukochaną Panią;-) Tak, tak, to były czasy kiedy kochało się nauczycieli;-) Czułam, że zawiodłam i było mi z tym bardzo źle. A zrobiło się jeszcze gorzej, kiedy w domu powiedziałam o moim “osiągnięciu” Mamie. Zasmuciłam Mamę. Oj, niedobrze… A gdzie te tulipany, zapytacie? Cierpliwości, już do nich nawiązuję. Dzień po tym niefortunnym wydarzeniu, po powrocie ze szkoły, postanowiłam zrobić coś, co sprawiłoby, żeby Mama nie była smutna. Dumałam, dumałam… i postanowiłam, że pięknie wysprzątam tak zwany duży pokój, żeby było tak, jak Mama lubi: czysto, schludnie i pachnąco. Ochoczo zabrałam się do pracy. Kiedy skończyłam, byłam z siebie niezwykle dumna; w moim odczuciu pokój jaśniał blaskiem;-) Jak było naprawdę, nie wiem. W każdym razie z perspektywy moich ośmiu lat było super! Czegoś jednak brakowało… No tak, kwiaty powinny być na stole. Bingo!!! Nie wiem dlaczego, ale wtedy tulipanów w naszym ogrodzie nie było. Jeszcze nie było? Już nie było? Zupełnie tego nie pamiętam. Za to były u sąsiada. I to całe tulipanowe łany. Ogród sąsiada graniczył z naszym, ale był chyba trzy razy większy. I był przepiękny. Ileż tam było kwiatów, ileż urokliwych zakątków… Nam dzieciom jawił się jako ogród tajemniczy i baśniowy. Podumałam i postanowiłam tulipany od sąsiada kupić. Wierzcie lub nie, ale dokładnie pamiętam jak szperałam po wszystkich swoich kieszeniach, zaglądałam do piórnika, do tornistra, w poszukiwaniu resztek kieszonkowego;-) Coś tam uściboliłam. Pewnie nie było tego dużo. Ściskając w zaciśniętej dłoni moje cenne groszaki, nieśmiało zapukałam do sąsiada. Na szczęście był w domu i otworzył mi drzwi niemal natychmiast. I… cała odwaga mnie opuściła. Drżącym głosem usiłowałam wytłumaczyć o co mi chodzi, poczynając od tej nieszczęsnej dwói, poprzez sprzątanie pokoju, aż do pieniędzy, które uzbierałam. Na koniec było o Mamie i o tulipanach. Do sąsiada dotarło pewnie to ostatnie. Z błyskiem zrozumienia w oku zaprosił mnie do ogrodu. I znalazłam się w raju… Prawie oszalałam od tulipanowego bogactwa. Wybąkałam, że chciałabym kupić kilka dla Mamy. Na dowód tego pokazałam na otwartej dłoni mój “imponujący majątek”. Sąsiad uśmiechnął się, pokiwał ze zrozumienie, głową, wziął nożyce do kwiatów i zaproponował bym pokazywała, które tulipany ma ściąć. Dostałam bukiet dwa razy większy niż oczekiwałam. A do tego lemoniadę i ciacho. I zaproszenie do tego cudnego ogrodu, zawsze ilekroć będę chciała jeszcze jakieś kwiaty, albo będę miała ochotę po prostu w ogrodzie się pobawić. I tak oto otrzymałam bilet otwarty do tego rajskiego zakątka ( ach ileż tam odbyło się dzieciakowych spotkań, pieczenia kiełbasek, picia lemoniady i zabaw w chowanego wśród roślinnego gąszczu). O żadnych pieniądzach sąsiad oczywiście nie chciał słyszeć. Tak więc wracałam do domu szczęśliwa, z ogromnym bukietem tulipanów i rozkoszną perspektywą możliwości powrotu w to zachwycające miejsce. W domu włożyłam tulipany do wazonu i ustawiłam na stole. I zaczęłam czekać na powrót Mamy. Wracała dość późno, po 18, a Tata niedługo po niej. Byłam dzieckiem “z kluczem na szyi”;-) Ci, których dzieciństwo przypadło na czasy PeeReLu z pewnością wiedzą co mam na myśli;-) Mama pochwaliła moją pracę (ach, jaka byłam szczęśliwa); zanurzyła nos w bukiecie, choć przecież tulipany nie pachną. Ale to odruch. Pierwsze co robimy, to kwiaty wąchamy. Też tak macie? Widziałam, że Mama już się nie gniewa, że mi wybaczyła. Oczywiście nie obyło się bez tak zwanej poważnej rozmowy i mojej obietnicy, że już nie zaniedbam swoich obowiązków;-) Dzisiaj to pewnie brzmi jak śmieszna, infantylna bajka. Ale wtedy naprawdę tak było. W tamtych czasach liczyliśmy się ze zdaniem rodziców, nauczycieli. Byli dla nas autorytetami… Od tamtej pory tulipany nieodmiennie kojarzą mi się ze szczęściem, z przebaczeniem i z…ogrodowym rajem.
Kochani, na tym chyba dzisiaj zakończę, bo wychodzi mi meeega długa ta opowieść. Kolejna porcja moich tulipanowych wspomnień w następnym wpisie. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na maksa;-) Dziękuję tym, którzy doczytali do końca. Czekam na Wasze tulipanowe wspomnienia. Pamiętacie, że jest konkurs? Pisałam o tym w poprzednim poście.
Pozdrawiam Was cieplutko i zapraszam do tulipanowych opowieści. Piszcie w komentarzach. Kolejna porcja moich tulipanowych wspomnień już niebawem;-)
Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tym wpisie pochodzą z platformy Pixabay
3 komentarze
Lucyna Kwapik
Ileż wspomnień tulipanowych , kolorowych jak same tulipany :))
Jolanta Supel
Hej, hej. Mam jeszcze trochę. Razem z tym, o którym wiesz;-) Czekam teraz na Twoje. Zapraszam do konkursu. Uściski przesyłam.
Jolanta Supel
Lucynko, czekam na Twoje tulipanowe opowieści;-)