Trochę koloru, na przekór pogodzie;-)
W moim mieście nadal jakaś dziwna pora roku…
Coś pośredniego między wczesnym przedwiośniem, a środkiem listopada.
Z nieba cały czas coś siąpi, czasem spadnie kilka płatków mokrego śniegu.
Jednym słowem pogoda taka, że nosa nie chce się z domu wychylić;-)
Myślę, że pora zacząć przywoływać wiosnę;-)))
Wiem, że kalendarzowo, to jeszcze nieco za wcześnie.
Ale co mi tam;-)
Kiedyś, wieki temu, nastolatką będąc, przeczytałam w mojej ukochanej wówczas
\”Filipince\” (dziewczyny zbliżone wiekiem do mojego, z pewnością będą wiedziały o czym piszę;-))), otóż w rzeczonym pisemku przeczytałam, co następuje: \”wiosna przychodzi nie wtedy, kiedy wskazuje na to kalendarz, ale wtedy, kiedy się ją poczuje;-)\”
A ja tegoroczną wiosnę czuję już gdzieś tak od 3 stycznia;-)
Pora więc rozpocząć wiosenno-wielkanocne działania.
Na początek wianki, które robiłyśmy na kursie.
Frezje pachniały obłędnie (czujecie?;-)))
Wianki oklejałyśmy grubą strukturalną korą, potem w kilku miejscach umieściłyśmy mokrą gąbkę florystyczną zabezpieczoną folią i w gąbkę powbijałyśmy żywe kwiaty.
Przestrzenie miedzy kwiatami są wypełnione sianem i mchem.
Gdzieniegdzie doklejone zostały nakrapiane jajeczka i barwne piórka.
Do tego kilka szkieletowanych liści pomalowanych na żółto i…gotowe!!!
A oto wianek w całej okazałości:
Pozdrawiam serdecznie z ogromną tęsknotą za wiosną.
Życzę Wam udanego i twórczego tygodnia, i do…napisania;-)
FLORENTYNA

