\”Jest takie miejsce, na końcu świata\”;-)
Tak mówi piosenka. Ale to miejsce o którym chcę dzisiaj pisać wcale nie leży na końcu świata.
Jest tutejsze, nasze, dolnośląskie. Bardzo bliskie. A przy tym absolutnie bajkowe i magiczne;-)
Co to za miejsce?
Pięknie tam, że aż dech zapiera. Można by rzec \”przedsionek Raju\”;-)
Można by, gdyby nie to, że ja mam swoją własną teorię na ten temat.
Intuicja podpowiada mi, że żaden przedsionek, ale najprawdziwszy Raj bezspornie.
Myślę, że w tym właśnie zakątku na Ziemi Stwórca umieścił Adama i Ewę.
Kto był, ten z pewnością rozumie o czym mówię, a kto nie był jeszcze niech co prędzej przybywa przekonać się naocznie;-)
MOJE WOJSŁAWICKIE WSPOMNIENIA.
Jest ich mnóstwo. I są fantastyczne.
Jako, że pochodzę ze Strzelina, więc, od dzieciństwa, do Wojsławic miałam przysłowiowy \”rzut beretem\”;-) Trochę ponad 18 kilometrów.
Nie pamiętam, by między Strzelinem a Wojsławicami kursowały jakieś autobusy… Może były; ja po prostu tego nie wiem.
Wiem natomiast, że wojsławickie Arboretum było miejscem, gdzie często autokar szkolny woził nas na wycieczkę;-) Ach, jak ja lubiłam to miejsce. Tajemnicze, cieniste, ze starymi drzewami, wprost wymarzone na romantyczne spacery z aktualną szkolna miłością;-)
Wycieczek było mnóstwo, miłości się zmieniały, ale spacery zawsze miały niezapomniany urok;-)
Może to jeden z powodów dla których to miejsce wspominam z takim sentymentem…. Pierwsze szkolne trzepotanie serca, nieśmiałe trzymanie się za rękę, uwodzicielskie spojrzenia… Magia;-)
Dziś powiedzielibyśmy pewnie o \”motylach w brzuchu\”, ale w moich szkolnych czasach tak się jeszcze nie mówiło;-)
Kiedy szkoła zmieniła się z tej podstawowej na średnią, wycieczki autokarowe zastąpiliśmy wypadami rowerowymi. Już sama droga była ogromną frajdą. Nic to, że z powrotem na pewnym odcinku trzeba było mozolnie pchać rowery pod górę… Kto by się tym przejmował. Do Wojsławic było z górki. A z powrotem: kto by o tym myślał. Najważniejsze było tu i teraz: ten jedyny, czy ta jedyna obok na rowerze, wokół oszałamiająco i majowo, a w Wojsławicach rododendronowe szaleństwo.
Może właśnie dlatego pierwsze szkolne zauroczenia bardziej kojarzą mi się z rododendronami niż z przereklamowanymi bzami;-)
A dużo, dużo później ja sama zostałam nauczycielką. O roślinach uczyłam, bo jakżeby inaczej;-)
I z kolei z moimi uczniami jeździłam na wycieczki do Wojsławic.
Jednym słowem jest to miejsce bliskie mojemu sercu od zawsze (od mojego zawsze, czyli odkąd sięgam pamięcią;-)
A JAK JEST TERAZ…
Dzisiaj Wojsławickie Arboretum to ogrom w porównaniu z niewielkim cienistym ogrodem, który pamiętam z dzieciństwa.
Jak czytamy w historii ogrodu na oficjalnej stronie Arboretum :
W 1977 r. Komisja Ogrodów Botanicznych i Arboretów w Polsce nadała parkowi w Wojsławicach rangę Arboretum, a w 1983 r. cały obiekt (blisko 5 hektarów) wpisano do rejestru zabytków kultury.
Widzicie sami jak ogromna różnica: 5 hektarów w latach siedemdziesiątych, a obecniepowyżej 60 hektarów!!!
A od 1988 roku Wojsławickie Arboretum jest filią Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Wrocławskiego.
I ciągle dzieje się tam coś ciekawego, niebanalnego, nowego zachwycającego. Wojsławice kuszą nie tylko pięknem i różnorodnością roślin, lecz także mnogością wydarzeń;-)
I jeszcze do końca października będzie się tam mnóstwo działo.
Kalendarz imprez do końca sezonu znajdziecie TUTAJ.
PIKNIK OGRODOWE SMAKI – NIEDZIELA
18 SIERPNIA 2019
Miałam niewątpliwą przyjemność uczestniczenia w kolejnym atrakcyjnym wojsławickim wydarzeniu.
Oj działo się działo
Kiermasze, wystawy, a przede wszystkim fantastyczny spacer z przewodnikiem, podczas którego Pan Tomek Dymny i Pani Ewa Kuczyńska snuli arcyciekawe i fascynujące opowieści o roślinach i ich właściwościach.
Znacie hosty?
No dobrze, znacie zatem;-) Ale czy wiecie, że są jadalne?
Próbowaliśmy wczoraj zarówno ich liści, jak i kwiatów.
CZY WIECIE, ŻE:
– z liści hosty można robić gołąbki
– młode pędy hosty, takie wykluwające się z ziemi, można ugotować, polać roztopionym masłem i zjeść jak szparagi (obie zresztą rośliny należą do tej samej rodziny)
– zarówno liście jak i kwiaty hosty można jeść na surowo lub po ugotowaniu
– liście można udusić i doprawić jak szpinak
– kwiaty pięknie zaprezentują się w różnego rodzaju sałatkach
A bergenię znacie?
I znowu pewnie oburzycie się na mnie za pytanie o rzeczy oczywiste;-)
W porządku, ale czy wiecie, że z lekko podfermentowanych liści bergenii można zaparzyć wspaniałą herbatkę, która, według Pani Ewy Kuczyńskiej jest smaczniejsza od herbaty zielonej;-)
Już w takim razie nie będę pytać, czy znacie begonię stale kwitnącą…
Zapewniam Was, że ma przepyszne, nieco kwaskowate kwiaty;-) Próbowałam.
To tylko mini próbka tego o czym była mowa podczas wczorajszego spaceru. Smaków niezwykłych, niecodziennych i zaskakujących poznałam mnóstwo. Wiedzy przekazano mi tyle, że gdybym tylko potrafiła, mogłabym napisać sporą książkę;-)
A na zakończenie spaceru czekała nas przepyszna, zachwycająca niespodzianka.
Wspaniały kwiatowy piknik.
Pyszności tyle, że nie sposób wymienić wszystkich. Cuda, cudeńka!!!
Bardzo smakowała mi zupa z cukinii i łobody, której niestety nie zdążyłam sfotografować.
Najbardziej jednak urzekły mnie swoim smakiem pąki liliowców duszone w oleju z czosnkiem.
Niebo w gębie!!!!!
To był naprawdę fenomenalny, przewyborny i pyszny dzień.
Wróciłam zmęczona, ale cała happy, entuzjastyczna, napojona wiedzą i pełna pomysłów na florystyczne i około florystyczne działania.
A póki co, muszę kończyć, bo wpis mi się rozrasta nieprzyzwoicie;-)
Pozdrawiam Was serdecznie i zachęcam do odwiedzenia Wojsławickiego Arboretum.
To szczęśliwe miejsce. Fantastycznie ładuje się tam akumulatory.
Chciałam Wam jeszcze wspomnieć o naszych warsztatowych działaniach w Wojsławickim ogrodzie, ale to już tematy na kolejne wpisy.
Pozdrawiam bardzo serdecznie i do napisania.
FLORENTYNA