Stary blog

I dlatego lubię jesień…

Witajcie kochani.
Lato minęło szybko, zbyt szybko…
Tak naprawdę, to nie wiadomo kiedy.
Cały czas były wakacje, wyjazdy, woda, słońce, luz, dolce far niente;-)
I nagle, zupełnie nie wiem jakim cudem zrobił się wrzesień.
Kalendarzowe lato co prawda jeszcze trwa, ale dla mnie 1 września to data magiczna.
Chociażby było nie wiem jak ciepło, to w powietrzu czuje się już nieuchronnie nadchodzącą jesień…
Chłodne poranki i wieczory, wiatr przynoszący zapach żółknących liści i ziemi i to coś nieuchwytnego, trudnego do nazwania: jakiś powiew nostalgii…
Lata szkoda, ale kiedy nachodzą mnie myśli o minionych wakacyjnych dniach, natychmiast przypominam sobie, jak wiele uroku ma jesień i że można ją lubić z tysiąca powodów;-)
 
Ot choćby z powodu grzybów;-)
Uwielbiam wyprawy do lasu i rzecz jasna grzybobranie.
Dziś wybraliśmy się na leśną włóczęgę po raz pierwszy tej jesieni i niniejszym sezon grzybowy 2013 uważam za otwarty!!!
Nie było tych grzybów co prawda bardzo dużo. Ale jednak były i to najważniejsze.
A teraz właśnie gotuje się zupa, pierwsza ze świeżych grzybów w tym sezonie.
Wyobrażacie sobie jak upojnie paaaachnie cały dom;-)
I jak tu nie lubić jesieni.
 
Las dzisiejszego dnia był zachwycający, a pogoda jak wymarzona na spacery.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
I  widoki najbardziej cieszące oko grzybiarza;-)
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Były też inne grzybki.
I chociaż zupełnie nie nadawały się do koszyka, to niezmiernie cieszyły oczy swoją urodą;-)
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
A w ściółce leśnej uważny obserwator dostrzec mógł obok mchu także chrobotek reniferowy:
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Chrobotek ma piękny srebrzysto stalowy  kolor.
Ale musimy poprzestać tylko na podziwianiu go.
Uwaga: CHROBOTKA NIE POZYSKUJEMY Z NATURALNYCH STANOWISK, JEST POD OCHRONĄ!!!!!
Floryści go bardzo lubią i często stosują w swoich pracach, ponieważ bez problemu można go kupić na giełdach kwiatowych.
Importuje się go ze Skandynawii, głównie ze Szwecji.
Na warsztatach często były problemy z zapamiętaniem jego nazwy, więc moje kursantki czasem śmiesznie go przezywały: na jednym z kursów został \”rechotkiem\”, a ostatnio nazywano go po prostu \”żarciem dla reniferów\”;-))))
 
Ale wracajmy do dnia dzisiejszego.
Oto nasze koszyki:
 
 Całkiem ładne zbiory jak na początek sezonu, prawda?
 
A teraz się gotują, i pachną nieziemsko;-)
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
A jutro będą jedzone;-)
Ślinka cieknie na samą myśl…
No i jak tu nie lubić jesieni.
 
Dzisiaj już zmykam, bo jutro z samego rana wybieram się do Poznania na pokaz florystyczny.
A pojutrze pierwsze po wakacjach warsztaty.
Tym razem będą to \”Wrzosowe impresje\”.
Pokażę co udało nam się udziergać;-)
 
Wakacje się skończyły, więc czas do pracy i nadrabiania zaległości, także tych blogowych, a uzbierało się tego trochę.
Uświadomiłam sobie właśnie, że ostatni post dodałam dokładnie dwa miesiące temu: 10 lipca.
A wydaje się jakby to było zaledwie chwilę temu.
Mam nadzieję, że po wakacjach uda mi się zwiększyć częstotliwość pisania (oby!).
 
Zatem do rychłego napisania;-)
 
Cieplutko pozdrawiam.
 
 
 
 
    FLORENTYNA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *